Bóg. Cisza. Prostota. Brat Marek z Taize w rozmowie z Piotrem Żyłką.
Sylwester 1999/2000 był dla mnie szczególny, choć jak się dowiedziałam, że moja babcia zapisała mnie na wyjazd do Warszawy na spotkanie Taize to myślałam, że już do końca życia się do niej nie odezwę. Wiecie, miałam wtedy 16 lat, paczkę przyjaciół i chłopaka i właśnie z nimi chciałam spędzić ten szczególny czas, a nie w kościele! Jak się później okazało był to jeden z przełomowych dni w moim życiu. Poznałam tam ś.p. ks. Andrzeja Szpaka i od tego spotkania zaczęła się moja przygoda z hipisami i z kościołem.
Tym bardziej z ciekawością sięgnęłam po wywiad z bratem Markiem, który we wspólnocie Taize jest już od ponad czterdziestu lat.
Dla mnie ta książka jest kopalnią wiedzy i piękną panoramą życia wspólnoty, której główną wartością jest radość. No i oczywiście ekumenia, choć przed lekturą książki dla mnie to takie oczywiste nie było. Owszem brałam udział w modlitwach kanonami Taize we Wrocławiu, ale ja cały czas myślałam, że jest to katolicka współnota. A to się zdziwiłam.
Piotr Żyłka delikatnie podrzuca tematy, a brat Marek pięknie opowiada o życiu w wiosce na wzgórzu, o ideach bliskich sercu założyciela wspólnoty-brata Rogera, o swojej drodze do Taize, o święceniach, tym jak rodziła się wspólnota w Polsce i o tym co mnie najbardziej poruszyło-o migrantach. Ciekawa to jest opowieść, nie taka, która po przeczytaniu jest w tobie jeszcze przez tydzień, góra dwa. No nie. Mnie nadal porusza i zmusza do refleksji nie tylko na temat potrzeby jedności wszystkich chrześcijan, ale też myślę sobie o tak żywym problemie naszych czasów, czyli o migrantach. Myślę też o przebaczeniu i o bratu Rogerze. Wprawdzie w książce jest opisany jego obraz oczami brata Marka i Piotra Żyłki, ale ta postać to było ucieleśnienie dobra i prostoty oraz miłości do Boga i ludzi.
Dobrze mi zrobiła ta książka, podczas lektury udzielał mi się spokój, jaki bił od brata Marka.
Magdalena Świercz